Úterý 27. května 1930

5. Řeč posl. dr Buzka (viz str. 61 těsnopisecké zprávy):

Wysoka Izbo! Minister dr Beneš przedłożył nam swoje ekspozé, które stanowi akt końcowy konferencyj haskiej i paryskiej. Nad dziełem tem pracował pan minister i delegacja czechosłowacka całe lata z wielka pilnością i wytrwałościa. Należy z uznaniem stwierdzić, że dzieło chwali swego mistrza. Bilans tych konferencyj jest dla naszej republiki korzystny, aktywny. Wszystkie zobowiązania, stojące w związku z wojna światową, które ciążyły nad naszem życiem gospodarczem i politycznem, zostały szcześliwie zlikwidowane.

Wiemy teraz cyfrowo, ile wynoszą nasze długi wojenne, z temi danemi możemy z matematyczna dokładnością operować i do nich nasze budżety i nasze życie gospodarcze dostosować. Dodatnim dla budżetu jest fakt, że uratowano 25 miljardów.

Nie mam zamiaru zapuszczać sie w krytyke dokonanego dzieła. Pozwole sobie jednak wyrazić swoje zapatrywania, żeby żaden maż stanu naszej republiki nie potrafił pokierować w danych warunkach lepiej temi sprawami na forum międzynarodowem, jak to uczynił pan minister dr Beneš i jego delegacja.

Z calego ekspozé pragne wydobyć jedno zdanie, mianowicie to zdanie, w którem pan minister podkreśla, że napięcia i rozgoryczenia miedzy narodami nie moga istnieć a że żaden rząd ciągłego napiecia i napreżenia na dłuższa mete nie zniesie. Jest to zdanie, w którem pan minister stwierdza, że trzeba to napreżenie i to napiecie usuwać, ażeby stosunki dozna y złagodnienia i załatwienia.

Ja bym zaznaczył, że ten stan stałego napiecia i podniecenia jest w tym wiekszym stopniu niemożliwy w obrębie państwa, w którem żyja mniejszości narodowe. Obowiązkiem rządu jest łagodzić przeciwności i zmniejszać przeciwieństwa, panujące wśród tych mniejszości.

Ja pozwolę sobie jako poseł ziemi śląskiej wskazać czynnikom rządowym na napiecie i na ten jakby stan podgorączkowy, jaki ciagle jeszcze na Śląsku u nas panuje. Z trybuny parlamentarnej poruszali te sprawy w przeszłej kadencji sejmowej poseł dr Wolf, obecnie już dwukrotnie mój kolega poseł Chobot.

I ja zabieram głos w tej sprawie, kierujac sie ta zasada, że kropla do kropli drąży skałe (gutta cavat lapidem). Zabieram wiec głos, żeby zwrócić uwage rządowi na stosunki, które u nas panują, i mam nadzieje, że rząd zechce po uregulowaniu i uporządkowaniu swych zawikłanych spraw reparacyjnych, przedstawionych nam w ekspozé ministra dra Beneša, teraz baczniejszą uwage zwrócič i na nasz Śląsk i dołożyć reki do usunięcia naszych bolaczek, powodujących stan podgoraczkowy naszego życia, by nareszcie nastały u nas stosunki zdrowe, normalne.

Skoro wkraczamy na ziemie śląską, ten mały a jednak bogaty i piękny, przecudny kraj, jedna rzecz mnie jako Polaka boleśnie uderza. Zdaje mi sie, że widze nad brama wchodową Śląska grożne Ciceronowskie słowa: "Ceterum censeo Poloniam silesianam esse delendam." Polskość Śląska musi być wytepiona.

Nie jest to jakieś złudzenie optyczne, ale niestety jest to naga i twarda rzeczywistość, boć na całej linji od góry aż do dołu istnieje w naszej republice tendencja, żeby żywiół polski na Śląsku zupełnie zniszczyć. Niech mówia fakty. Rozpatrzmy niektóre z nich kolejno.

Dnia 2. grudnia 1928 weszła w życie tak zwana ustawa o reformie administracyjnej, przedłożona przez rzad z początkiem lutego 1927 do uchwalenia. Za jednem więc pociągnieciem pióra przekreślono autonomję Śląska mimo głośnych protestów całej zgoła ludności śląskiej tak polskiej, jak czeskiej i niemieckiej. Rzad widocznie puścił w niepamieć uroczyste przyrzeczenia, dane we wrześniu 1919. r. panu Józefowi Kożdoniowi, gdy rozchodziło sie o pozyskanie ludu śląskiego w czasie plebiscytu na rzecz republiki Czechosłowackiej.

Przyrzeczenia te przedstawił pan Kożdoń ku wiecznej rzeczy pamiątce w broszurze wydanej przez niego w roku 1927 pod tytułem: "Das Recht unserer schlesischen Heimat auf die verwaltungsmäßige Selbständigkeit" na stronicy 57. Ówczesny premjer p. Tusar zapewnił w obecności pana prezydenta państwa pana Kożdonia, jako przedstawiciela śląskiej partji ludowej, że naród czeski chce z ludem śląskim żyć jak równy z równym, jak wolny z wolnym i przyrzekał, że będzie respektowany jego odrębny charakter.

Niestety w bardzo już krótkim czasie, bo za 8 lat, doznał nasz lud gorzkiego rozczarowania i mógł się przekonać, że przyrzeczenia, zlożone nawet przez najwyższe koła oficjalne państwa, to nieraz puste słowa, które nikogo nie wiąża i nikogo nie krepuja.

Rząd wprawdzie tłumaczył zniesienie autonomji śląskiej wzgledami oszczednościowemi i rzekomo koniecznością uproszczenia aparatu administracyjnego. U nas jednak na Śląsku mówi się powszechnie, że wchodziły tu w grę zgoła inne motywy. Chodzi mianowicie o przyśpieszenie procesu czechizacyjnego naszego ludu, o zatarcie jego cech swoistych. Zatarcie więc polskości na Śląsku było tym właściwym celem, który przyświecał inicjatorom tej "uproszczonej" reformy administracyjnej.

W imieniu pokrzywdzonej naszej ludności zwracam sie do rzadu z wezwaniem, by nam oddał zabraną autonomję krajową.

Idźmy dalej: Odpowiednio przykrojony i w roku 1921, przeprowadzony spis ludności miał dostarczyć prawnego uzasadnienia polityki czechizacyjnej przez sztuczne zmniejszenie naszego narodowego stanu posiadania. W tym celu używano metod i forteli, o których lepiej nie wspominać. Zanadto świeżo tkwią nam w pamięci. Naliczono wówczas w czeskiej cześci Śląska 69.360 Polaków, podczas gdy spis ludności przeprowadzony w r. 1910 przez nieżyczliwe nam urzędy austrjackie wykazał na tym samym obszarze 138.317 Polaków, a wiec o 68.957 więcej.

Pod rządami czeskimi stopniała liczba Polaków, jak widzimy, w tak krótkim czasie bez mała do połowy. Wynik spisu był trjumfem polityki czeskiej. Ogłoszono, że na Śląsku jest mała tylko garstka Polaków, z którą nie należy sie liczyć, a to tem mniej, że i tak znajduje sie ona w stanie zaniku a dalej, że nie sa to właściwie prawdziwi Polacy, tylko spolszczeni Morawianie, których trzeba koniecznie przywrócić jak najpredzej na łono Macierzy czeskiej.

Z końcem b. r. ma sie odbyć nowy spis ludności. Byłoby rzeczą pożądaną, by spis ten dał obraz istotnego stanu rzeczy na Śląsku, by nie powtórzyły sie nadużycia z roku 1921.

Przygrywką, że w tym sam ym kierunku zostanie przeprowadzony spis w r. 1930, jest fakt, że przy spisie nieruchomości i bydła już teraz nie zamianowano ani jednego Polaka do odnośnej komisji, tylko wyłacznie Czechów i Niemców. Otóż apeluje już teraz z tego miejsca do pana ministra spraw wewnetrznych, by pouczył w tym celu odpowiednio podlegające mu organa spisowe.

Do niecnej roboty czechizatorskiej zaprzągnieto i kościół katolicki. W wielu miejscowościach pousuwano przemocą polskich proboszczów, a na ich miejsce sprowadzono księży Czechów. W wielu kościołach, n. p. w Rychwałdzie, w Orłowej i Dąbrowie zniesiono w zupełności nabożeństwa polskie a zaprowadzono wyłącznie nabożeństwa czeskie.

Działo się to za inicjatywa i pomocą rządu, który patrzał obojętnie, gdy bezprawiem i gwałtem odbierano kościoły z rąk księży polskich, i który także wywierał cały swój wpływ, aby obsadzać parafje zupełnie polskie ksieżmi narodowości czeskiej.

Dąbrowa obecnie ubiega się o polskie nabożeństwo, ale czyż myślicie, że można to nabożeństwo odbyć w kościele? Nie, broń Boże! Do polskiej szkoły musi sie ludność uciekać, ażeby tam odbyć swoje nabożeństwo w jezyku polskim. Do szkoły garna się całe masy ludności, a tymczasem ławy kościoła, gdzie odbywa się czeskie nabożeństwo, są puste.

Kościół ewangielicki, cieszący się pewnego rodzaju autonomja, broni się przed temi żywiołami, któreby pod płaszczykiem religji chciały wprowadzić do kościoła politykę i wywołać w nim szkodliwe swary i spory narodowościowe.

Celem skruszenia oporu polskich zborów ewangielickich założyły pewne czynniki, nie mające zgoła nic wspólnego z religja ewangielicką - bo prowadzili tu prym katolicy, ba nawet bezwyznaniowcy - tak zwana "Ewangielicka Macierz Trzanowskiego". Towarzystwa tego pragna czynniki czeskie użyć jako taranu do zburzenia wewnętrznej spoistości i jednolitości kościoła ewangielickiego na Śląsku i rzucić w jego mury żagiew niezgody i tarć wewnętrznych, co by wywolało zgubny zamęt w naszych zborach i osłabiłoby spokojne dotąd życie religijne naszej ludności ewangielickiej.

Znamiennym jest, że do tego rozbicia wciaga sie ze strony czeskiej jednostki, które przed wojną znane były z tego, że szły na pasku wojujacej niemczyzny, a zatem byłych członków Nordmarku i innych Schulvereinów niemieckich.

Dalej prym prowadzą w tej walce nauczyciele mniejszościowych szkół czeskich. "Venkov", poważne pismo agrarjuszy czeskich, poruszyło w 61. numerze w tym roku sprawę ewangielików czeskich na Śląsku. Twierdzi, że tam czescy ewangielicy doznają wielkiego ucisku ze strony polskich pastorów ewangielickich.

Otóż, szanowni panie i panowie, ja znam stosunki śląskiego ludu bardzo dobrze, bo jestem synem ziemi śląskiej, jestem ewangielikiem i znam sprawy kościelne na wylot. A wiec prosze wierzyć, że o ucisku Czechów w kościołach ewangielickich nie może być mowy i niema mowy. "Venkov-owi" rozchodziło się o to, że pono dzieci czeskie nie odbieraja nauki konfirmacji w języku ojczystym, w jezyku czeskim. "Venkov" pisze, że tam jest 2.000 dzieci, ale to nie były dzieci, które obowiązuje nauka konfirmacyjna. W całym senjoracie jest dzieci w wieku konfirmacyjnym tylko 700, a w tej liczbie są już dzieci polskie, niemieckie i czeskie. Otóż nie może być mowy o 2.000 czeskich dzieci, tylko o mniejszej ilości.

Dalej szłyszeliśmy na własne uszy jednego czeskiego nauczyciela, który sie zwrócił do pastora ewangielickiego z temi słowami: "Nauczajcie te dzieci religji w tym jezyku, w jakim mówia w domu, to będa lepiej rozumiały." Naturalnie pastor mówi do dzieci tak, jak mówią w domu, a w domu sie mówi po polsku. Ale jeżeli rodzice sobie życzą, ażeby dziecko uczyło sie po czesku, to pastor mówi po czesku. Jesteśmy przekonani o tem, że my, żyjąc w Republice czechosłowackiej, musimy znać język czechosłowacki, chetnie sie go każdy uczy i nie mamy żadnej odrazy do jezyka czechosłowackiego, broń Boże! A wiec według życzenia rodziców udziela się nauki konfirmacyjnej w języku ojczystym.

Szkoła wszak nie ma prawa wtrącać sie do tego, ażeby rozsyłano przez dzieci, jak to było n. p. w niektórych szkołach czeskich, ulotniki do domu, w których to ulotnikach maja rodzice podpisać wezwanie, że życza sobie, ażeby ich dziecko uczyło sie konfirmacji w języku czeskim. Mnie się zdaje, że szkoła nie jest do tego powołana, ażeby posyłać rodzicom ulotniki i wywierač na te dzieci teror a pośrednio także naturalnie i na rodziców.

Idźmy dalej. W jednej ze swych mów poruszył pan poseł Sladký sprawę zborów ewangielickich i powiedział między innymi, że ksiadz Heczko wydał koncjonał polski, który ludność tamtejszą spolszczył, i powiedzal jeszcze pan Sladký, że ksiądz Heczko jest přistěhovalcem z Haliče.

Otóż wierzcie mi, to jest nieprawda. Ksiądz Heczko jest narodzony w Łyżbicach, tuż obok Trzyńca, a więc na terenie czechosłowackim, nie jest zatem żadnym přistěhovalcem, ale rodzonym Šlązakiem. Ale nie dość na tem. Ksiadz Heczko nie miał powodu polszczyć ludności, bo jeżeli wchodzimy do Ligotki Kameralnej - i prosiłbym p. posła Sladkiego, jeżeli kiedy zrobi wycieczke na Śląsk, niech zajdzie do tej Ligotki a tam zobaczy napis nad wchodem do szkoły: "Duchem postępujcie! R. 1827".

W tym czasie ksiądz Heczko wogóle nie był na świecie, ale już był polski napis na szkole. A dalej z r. 1850 na ligockim kościele ewangielickim jest napis: "Błogosławieni, którzy słuchaja słowa bożego i tegoż strzegą". Prosze sobie wziąść pod rozwage: To był rok 1850, a wiec ksiądz Heczko jeszcze nie był w Ligotce, zdaje sie, że miał wówczas dopiero 7 lat. A potem jeszcze ciekawe jest to, że tablica, która wisi nad brama kościoła, była lana we Frydku i dziwna rzecz, że i tam znali jezyk polski już wtenczas w r. 1850.

Otóż z tego są wnioski naturalne, że ksiądz Heczko przedewszystkiem nie był přistěhovalcem z Haliče, tylko był rodzonym Śląziakiem, z drugiej strony zaś jest prawdą, że nie polszczył ludności, bo ta ludność eo ipso była polską. Otóż to chciałem zaznaczyć celem sprawdzenia prawdziwego stanu rzeczy.

Dalej w naszych urzędach urzeduje się zawsze tylko w jezyku czeskim. Wobec ustaw zasadniczych powinno być urzędowanie dwujezyczne. W cieszyńskim powiecie jest ponad 75% Polaków, w powiecie frysztackim z górą 40%, a jest ustawa taka, że tam, gdzie jest wiecej jak 20% jakiejś ludności, powinno się urzedować także w drugim jezyku. A tutaj na Śląsku się tego nie robi, łamie sie ustawe na niekorzyść naszego ludu.

Dalej w sądach i administracji niema urzedników Polaków. Czesto się słyszy naprzykład takie zdanie: Urzedników Polaków nie możecie mieć, bo ich nie mamy. A to nie jest prawdziwe, ponieważ są niektórzy prawnicy, którzy by mogli zupełnie dobrze u nas jakaś posade objać, ale tym sie właśnie tego prawa odmawia. Naprzykład nie mamy ani jednego Polaka notarjusza na Śląsku, a nasz jeden prawnik jest skazany na Morawach siedzieć jako notarjusz między samymi Niemcami i nie może dostać sie do nas na Šląsk, ponieważ zawsze jakieś wzgledy przemawiają przeciwko niemu.

Otoż i w tym kierunku bylaby potrzebna zmiana celem uspokojenia naszej ludności.

Główny jednak bój rozgrywa się u nas między Polakami i Czechami na polu szkolnictwa powszechnego. Czesi dażą pełną siłą i zaciekłościa do jak najszybszego zniszczenia szkół polskich. Widza bowiem doskonale, że szkoła to główna arterja życia narodowego, która ożywia społeczeństwo i jeżeli naciąć te arterję, wypływa krew i zamiera życie. Wiemy o tem, że w tym celu podały sobie zgodnie reke wszystkie czynniki czeskie w republice.

W związku z tym faktem byt naszego szkolnictwa w wysokim stopniu zagrożony. Nasza "Macierz szkolna", która za czasów austrjackich zwalczała głównie niemiecką polityke szkolna na Šląsku, musiała wobec zmienionych warunków wytężyć wszystkie siły, by ratować szkolnictwo polskie przed niebezpieczeństwem ze strony czeskiej. (Předsednictví převzal místopředseda Taub.)

Na najbardziej zagrożonych odcinkach zakłada Macierz szkoły prywatne. Utrzymuje ona jedyną szkołę średnią, jaka posiadaja Polacy na Śląsku, t. j. realne gimnazjum w Orłowej, dalej utrzymuje 7 szkół wydziałowych, 10 szkół ludowych i 48 ochronek. Do wszystkich tych szkół uczęszcza 3.230 dzieci. Dalej prowadzi jeszcze Macierz szkołę gospodarstwa domowego w Orłowej, szkołę gospodarstwa wiejskiego w Końskiej i utrzymuje 2 bursy. Koszta utrzymania tych zakładów wynoszą według sprawozdania za r. 1928 5,234.000 Kč. Cyfra to bardzo wysoka. Nic wiec dziwnego, że pomimo podziwugodnej ofiarności naszej ludności na rzecz szkolnictwa, trudno nam powiazać koniec z końcem, a to tem mniej, że subwencje rządowe płyną dla nas bardzo skapo. Dosiegły one w roku sprawozdawczym wszystkie razem biorąc 309.965 Kč.

Jaki rażący niestosunek zachodzi pomiedzy zapomoga państwowa a rzeczywistemi wydatkami na szkolnictwo, przedstawie na jednym przykładzie. Koszta utrzymania naszego polskiego gimnazjum realnego w Orłowej wynoszą rocznie okragło 600.000 Kč, zaś roczna subwencja rzadowa na ten zakład wynosi 20.000 Kč, a więc tylko 1/30 część tego, co roczne utrzymanie tej nam wszystkim drogiej szkoły średniej kosztuje.

Przy tej sposobności niech mi będzie wolno nadmienić, że zakład ten otrzymał za czasów austrjackich w roku, w którym miał dopiero 5 klas, kwote 12.000 K rocznie subwencji, w tym roku mianowicie, gdy koszta utrzymania i prowadzenia gimnazjum wynosiły 30.000 K. Rzad austrjacki pokrył wiec Macierzy wiecej niż 1/3 cześć kosztów utrzymania zakładu, gdy obecny rzad słowiański daje nam zaledwie 1/30 cześć wydatków.

Stosunek subwencyj rządu czeskiego na nasze prywatne szkolnictwo ludowe jest wprawdzie w stosunku do wysokości subwencji na gimnazjum nieco korzystniejszy, bo równa sie 1:20, pozostawia jednak jeszcze dużo do życzenia. Dlatego też zwracam sie do rządu i proszę, ażeby nie traktowano naszych szkół po macoszemu, bo my sobie tego nie zasługujemy. Pragniemy, aby nas traktowano jako naród bratni, który pracuje w zgodzie z narodem czeskim i chce z nim razem dzielić jego losy i razem pracować dla dobra wspólnego.

Tu chciałbym zwrócić uwagę na charakterystyczny moment traktowania polskich instytucyj a "Macierzy Szkolnej" w szczególności. Matice Osvěty Lidové posiada w naszym kraju, gdzie ludność czeska jest w mniejszości, cały szereg przedsięwzięć, w szczególności kin. Polska Macierz Szkolna, chcac sobie zdobyć źródło dochodów, zażadała tylko jednej koncesji na prowadzenie kina w Karwinie. Już dwa lata kołacze i już dwa lata różne czynniki polskie prosza, jednakowoż dotychczas bezskutecznie. Przy tem zaznaczam, że M. O. L. posiada w Karwinie, gdzie jest 25% Czechów, aż 4 kina, a Polacy, tworzacy 75% ludności, nie mogą dostać ani jednego. Oto znów dowód traktowania spraw polskich.

Mimo hasło krańcowej oszczedności, jaką nam pan minister skarbu głosi, wzywam rząd, by zechciał podane przez nas szkoły przyjać na etat państwowy i spełnić w ten sposób swój konstytucyjny obowiązek, na inne zaś szkoły udzielić Macierzy subwencyj, siegajacych przynajmniej 1/3 cześć rzeczywistych wydatków, a wiec przynajmniej tyle, ile łożyła nam Austrja na nasze prywatne szkolnictwo.

Ale i niektóre publiczne szkoły polskie znajdują sie pod wzgledem budów i pod względem wyposażenia w stanie opłakanym. Nie chcę tutaj wszystkiego wyliczać, bo te sprawe poruszył p. kol. Chobot, nie chce mówić o stosunkach szkolnych w Żywocicach, w Górnej Łomnej i innych, chciałbym tylko zaznaczyć, że te sprawy wymagaja gruntownej naprawy i że nie możemy się doprosić ich zmiany na lepsze.

Upośledzony stan polskiego szkolnictwa na Śląsku odczuwa lud nasz z tem większą boleścią, gdy widzi kontrast, gdy widzi, w jakich pałacach są pomieszczone szkoły czeskie, wyrastające w naszych wioskach znienacka, jak grzyby po deszczu. Dzieją sie wprost cuda, jak w bajce. Tam, gdziebyś przed wojną w niejednej wsi nie znalazł Czecha, nawet na lekarstwo, tam obecnie panoszy sie dumnie pałac, czeska szkoła, zbudowana dla kilku dzieci. Tak n. p. wybudowano w Wielopolu śliczną wile dla 8 dzieci, a w Boconowicach utrzymuje sie szkołe dla 12 dzieci. W innych gminach stosunek nie jest lepszy, ale liczbę dzieci podwyższa się sztucznie, by tylko wykazać potrzebe szkoły.

Wobec takiego trwonienia grosza publicznego czuł sie sam minister skarbu zniewolony do wystapienia we swem ekspozé z dnia 8. stycznia przeciwko luksusowym budowom szkół mniejszościowych, budzących tylko zgorszenie publiczne a nie odpowiadających rzeczywistym potrzebom.

Całą akcje, tyczącą sie szkolnictwa czeskiego na Śląsku, kieruje znana Slezská Matice Osvěty Lidové. Powszechnie wiadomą jest rzeczą, że jest ona potężna organizacją społeczna, w której reku zbiegają się nici wszelkich poczynań, dążących do jak najszybszego zlikwidowania kwestji polskiej na Śląsku Cieszyńskim. Nie zazna Matice prędzej spokoju, aż ostatni grób polski zasypie motyką i łopatą, jak się wyraził jeden z przewódców M. O. L. w jej sprawozdaniu rocznem. W czasach przełomowych, gdy się ważyły losy Śląska, stały na czele akcji czeskiej te same jednostki, które obecnie kierują działalnością M. O. L. Nic więc dziwnego, że nieprzejednany duch plebiscytowy nadal niepodzielnie panuje w tej instytucji kulturalno-oświatowej. I nic też dziwnego, że ludność nasza drżąc przed wszechwładzą M. O. L. nie widzi wcale różnicy miedzy nią a pruską organizacją, niszczącą polskość w Poznańskim pod nazwą H. K. T.

Na polu szkolnictwa ma M. O. L. do zanotowania nielada sukcesy. W r. 1916 mieli Czesi w powiecie frysztackim 21 szkół, w powiecie cieszyńskim tylko 4 szkoły, a więc razem 25 szkół, a w r. 1924-25 było już w powiecie frysztackim 71, a w powiecie cieszyńskim 67 szkół. Przybyło więc 103 szkół, a Polacy mieli w r. 1916 w obydwu powiatach 98, natomiast w r. 1924 posiadali już tylko 87 szkół, co stanowi ubytek 11 szkół. Każdy bezstronny obserwator zapytałby: "Skąd taki nagły rozwój szkolnictwa czeskiego, postepujący równolegle z upadkiem szkolnictwa polskiego?" Na to pytanie odpowiada pan inspektor Valeček w sprawozdaniu Slezské Matice Osvěty Lidové z r. 1928: "Mohl nastati ovšem tento obrat jen proto, že zde tento člověk žil, a že z duše a srdce jeho nevymizelo vědomí příslušnosti k českému lidu".

My zaś Polacy na Śląsku, świadkowie tego, co się działo i dzieje w tym kraju, zgoła inaczej sobie ten bądź co badź niezwykły problem tłumaczymy. Nie będe się rozwodził nad psychologicznem podłożem tego etnograficznego zagadnienia, stwierdzam jednak, że głównym czynnikiem tej nagłej metamorfozy jest teror, stosowany w różnych postaciach wobec naszego ludu. Siągnieto bez wahania do arsenału środków tak doskonale wypróbowanych przez Prusaków. Wyrywano naszemu robotnikowi suchy chleb z ust, wytracano mu prace z rąk, wydalając go z kopalń, fabryk i hut, odmawiano mu obywatelstwa państwowego, o ile się nie podda wszechwładzy i nie poszle dziecka do szkoły czeskiej.

Naszym małorolnym i bezrolnym obiecywano ziemię w związku z przeprowadzona parcelacją za cene oddania dzieci do szkoły czeskiej. W celu zastraszenia ludności odmawiano przyjecia do pracy absolwentów szkół polskich. Slezská Matice Osvěty Lidové weszła bowiem w porozumienie z zarzadami zakładów przemysłowych i w tym kierunku na nie wpływała.

To wszystko jeszcze nie wyczerpuje działalności M. O. L. Dochodzi do tego, że instytucja ta poleca kandydatów na stanowiska kierowników szkół polskich, jak to miało miejsce w Górnym i Dolnym Żukowie, a obecnie przyszła kolej na Jabłonków, gdzie M. O. L., popierana tu wyraźnie przez były Urząd powiatowy w Czeskim Cieszynie, forsuje wbrew ustawie (§ 9 ust. śląskiej L. 16-1914, art. 18 umowy czesko-polskiej) i wbrew umowie czesko-polskiej Niemca na stanowisko kierownika szkoły polskiej. Fakt ten pietnuje ludność polska na Šląsku jak najkategoryczniej i oczekuje tak od Urzędu krajowego w Bernie, jak również od pana ministra oświaty, że sprawa jabłonkowska zostanie załatwiona zgodnie z litera obowiązujacego prawa.

Pozwólcie panowie, że na chwile jeszcze zaprzątne waszą uwage M. O. L. Glównie jej dziełem jest rozpowszechnianie legendy, wyśmianej nawet przez bezstronnych uczonych czeskich. Znamiennem jest, że Niemcy za czasów austrjackich chcac lud śląski predzej zniemczyć, nazywali go pogardliwie, "Wasserpolaken". Czesi zaś pragnac Polaków na Šląsku łatwiej zczeszczyć, wymyślili bajkę o popolszczonych Morawianach, tak jakby ten ośmieszany i poniżany nasz lud nie miał właściwej i prawej matki i nie wiedział, skąd jego ród. A wiemy przecież, że mater est semper certa. Lud nasz na Śląsku wie, że on jest polskim, ludem polskim, tkwiącym głęboko swemi korzeniami w prastarej ziemicy Piastów i wszystkiemi włóknami swej istoty nierozerwalnie złaczony z narodem polskim.

M. O. L. wysuwa sie na czoło wszystkich akcyj wyborczych, pod jej egida odbywają się wybory do gmin, powiatów, kraju i parlamentu. M. O. L. prowadzi dalej akcję czeszczenia nazwisk polskich - ze Szczygła, takiego prostego Szczygła śląskiego, robi się Stigel - ściąga na Śląsk czeskich kupców, rzemieślników i robotników, za jej podnietą przenosi sie kolejarzy Polaków w głąb republiki i zastępuje sie ich żywiołem czeskim, słowem, niema dziedziny życia publicznego, a nawet prywatnego, do którejby nie sięgały polipie macki panów z M. O. L.

Czechizacyjną prace M. O. L. popiera wydatnie miejscowa prasa czeska z "Moravskoslezským deníkem" i "Obranou Slezska" na czele. Wspomnieć też muszę o tej hańbie XX. stulecia, jaką niewątpliwie jest tygodnik pod tytułem "Nasz Ślązak", wydawany w żargonie polsko-czeskim przez niejakiego pana Smyczka, pochodzącego z polskiej cześci Śląska Cieszyńskiego. Pan ten był przed wojna wielkim austrjackim Heimattreuerem, sekretarzem niemieckiego Schulvereinu i członkiem Nordmarku, po przewrocie zaś przeszedł do Czechosłowacji, gdzie - o zgrozo - znalazł przytułek w łonie stronnictwa republikańskiego. Obecnie udaje wielkiego patrjote czeskiego, piastuje z ramienia stronnictw czeskich godność pierwszego burmistrza czeskiego w Jabłonkowie i uważa za główny cel swego życia bryzganie błotem na wszystko, co polskie. Niemieckiego ducha jednakowóż sie nie pozbył i stąd to jego dążenie, aby kierownikiem szkoły polskiej w Jablonkowie stał sie Niemiec. W swem piśmidle przeciwstawia się każdemu dażeniu naszej ludności polskiej, którą wraz z "Obranou Slezska" i "Moravsko-Slezským deníkem" kwalifikuje jako zdrajców państwa, jako jego wrogów.

Mamy wprawdzie czesko-polskie porozumienie prasowe, wymienione pisma nie krępują się tem bynajmniej. Na łamach brukowej polskiej prasy opozycyjnej wyszukuja najczarniejsze, przejaskrawione przejawy życia polskiego i z tych czarnych szmat i strzepów sztukują łachman, przyoblekaja weń Polskę w tym zbożnym celu, by nam ja zohydzić, a lud nasz na Šląsku od polskości odwrócić.

Niedoczekanie! Nasz lud stoi wiernie przy swojej narodowości i stoi niewzruszenie jak te góry naszego Beskidu na straży naszych narodowego kościola pamiątek.

Powszechnie jest u nas wiadomem, że gazety te są suto subwencjonowane przez rzad droga pośrednia. Abstrahujac nawet od szkód, jakie "Obrana Slezska" i "Nasz Ślązak" wyrządzają naszej ludności pod wzgledem duchowym, pragne zapytać sie pana ministra spraw zagranicznych, który uznaje konieczność współpracy Czechosłowacji i Polski, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo tej współpracy szkodzi działalność wymienionych organów prasowych i w jak dziwnem świetle musi się przedstawiać szczerość poczynań czeskich w społeczeństwie polskiem.

O ile prasa czeska cieszy sie zupełną swobodą szkalowania mniejszości polskiej i zaprzyjaźnionego państwa polskiego, o tyle nasza śląska prasa polska nie może sobie pozwolić na żaden śmielszy głos protestu przeciw uciskowi, na żadne ostrzejsze słowo krytyki, nie chcąc sie narazić na represje cenzury i na konfiskaty, pociagajace za sobą wielkie straty materjalne dla naszych gazet. - O gorliwości pana cenzora komisarjatu w Karwinie świadczy szereg dziwnych doprawdy konfiskat. N. p. Nr. 53 tygodnika "Gazeta Kresowa" z dnia 12. grudnia zeszłego roku uległ konfiskacie za krytyke działalności M. O. L., która w odnośnym artykule zestawiono z osławiona pruską H. K. T.

Z tego negatywnego stanowiska społeczeństwa czeskiego do naszego ludu polskiego na Śląsku wynika, iż subwencje rzadowe są - jak już to wyżej przy omawianiu naszego prywatnego szkolnictwa podkreśliłem - dla nas bardzo skąpe, co tamuje w wysokim stopniu rozwój naszych instytucyj kulturalno-oświatowych i humanitarnych i naszej ludności wielka sprawia szkodę.


Související odkazy



Přihlásit/registrovat se do ISP